Kolorowe kredki

Kolorowe kredki

      Niejedno małe dziecko, będąc w przedszkolu mówi, że zostanie malarzem. Kreśli wtedy z wielką zawziętością, wszystko, co napotka na swojej drodze. Na nieszczęście, łącznie z nowo pomalowanymi ścianami w domu. Rodzice często bagatelizują pasje swoich pociech. Kto wie, ilu artystów pochowało własne dzieła w szufladę, z powodu braku pielęgnacji talentu. Gdy jednak pasja przetrwa i jest kontynuowana, bywa i tak, że można na niej sporo zarobić. Nie tylko dzięki staniu na Rynku Głównym w Krakowie i malowaniu karykatur turystów. Coraz więcej ludzi lokuje oszczędności w dziełach sztuki, mniej lub bardziej znanych artystów.

      Art investing to miano określające inwestowanie pieniędzy w sztukę, na zasadzie własnej lokaty, wiszącej na ścianie. Jest to jedna z form inwestycji alternatywnych. Cała historia sięga roku 1904, kiedy to Francuz Andre Level, przekonał 12 innych inwestorów, by przekazali po 212 franków na fundusz LaPeau de l'Ours (tł. Skóra niedźwiedzia). Dotyczył on sztuki nowoczesnej. W następnym dziesięcioleciu fundusz kupił przeszło 100 dzieł sztuki. Znalazły się wśród nich nawet obrazy Picassa. W 1914 roku kolekcję sprzedano za cenę dziesięciokrotnie wyższą od ceny zakupu, a inwestorzy pomnożyli zainwestowane pieniądze czterokrotnie.

      Rozpoczynając własną przygodę ze sztuką, należy pamiętać o dwóch aspektach: że jest to inwestycja długoterminowa i obarczona pewnym ryzykiem. Ta pierwsza cecha zależy od tego, jak bardzo znanego artysty obraz zostanie zakupiony. Jeśli jest to młody, początkujący malarz to być może jego sława przyjdzie z czasem, ale nie musi- i to właśnie ryzyko, o którym była mowa. Istnieje ewentualność zminimalizowania tych przymiotów. W tym celu poszukuje się dzieł znanych artysty, który ma już wypracowaną markę. O ile jest to wariant bezpieczniejszy, o tyle odbiera całą przyjemność odkrywania nowych talentów, które w niedługim czasie mogą rozbłysnąć. Trzeba wyrobić sobie własne poczucie smaku artystycznego i krytyczne oko, jak prawdziwi koneserzy sztuki.

      Z całą pewnością interesująca jest kwestia ile muszą wynosić oszczędności, by móc pozwolić sobie na zakup obrazu. Otóż istnieje kilka zależności. Z pewnością trzeba spojrzeć do portfela i przeliczyć Panów Jagiełłów, w nim się znajdujących. W zależności od ich zasobności, podejmowana jest decyzja czy stać nas na dzieło mniej znanego artysty (wydatek kilku tysięcy) czy na obraz osoby dobrze usytuowanej na rynku sztuki (ceny często przekraczające kilkadziesiąt tysięcy złotych). Mówi się, że aby myśleć o poważnym zarobku na dziełach sztuki winno się posiadać na ten cel, około 50 tysięcy złotych. Jeśli nie posiada się takiej gotówki, warto zakupić obrazy twórców zapomnianych. Moda w sztuce również jest kapryśna i często powraca do starych form. Kolejną alternatywą jest wejście w posiadanie fotografii, która coraz bardziej zyskuje na wartości. Przelicza się, że na tę formę inwestowania można przeznaczyć od 3 do 10% własnych oszczędności. Jest to także wyjście dla osób nie lubiących giełdowej adrenaliny i mogą ryzyko rozłożyć na raty.

      Kiedy dzieło zostało już zakupione, nie po to by zawisnąć na ścianie, czas pomyśleć o jego sprzedaży. Przy dziełach uznanych, muzealnych, które zostały zakupione za wysoką cenę, należy wykazać cierpliwość, gdyż to jest właśnie ta długoterminowości, o której była mowa. W przypadku obrazów tańszych zysk przyjdzie szybciej. Ceny współczesnych artystów w większym tempie szybują w górę. Można również zyskać na dziełach zakupionych za granicą. W Polsce mogą uzyskać o wiele wyższą cenę, niż u europejskich sąsiadów.

      Ogromną zaletą art investingu jest fakt, że każdy ma prawo go posmakować. Wszystko zależy od chęci, zamiłowania i zasobności portfela. W cechach potrzebnych do uprawiania tej dziedziny nie jest wymieniany stopień własnej wiedzy o sztuce. Funkcjonują, z powodzeniem, na rynku firmy zajmujące się doradztwem klientowi. Pomagają one wyeliminować ryzyko zakupienia „bubla", przez osoby z mniejszym doświadczeniem. Inną ich zaletą jest to, że wyszukują one obiekty do nabycia w różnych miejscach na całym świecie, co ważne, potwierdzają autentyczność działa sztuki, a nawet konsultują się z konserwatorami, aby ustalić stan zachowania obrazu. Firmy tego typu uczestniczą też przy zakupie i pomagają w negocjacjach cenowych.

      Pomoc fachowego oka przyda się, tym bardziej, że rynek sztuki nie jest do końca okiełznany. Owszem, istnieje dostęp do wyników aukcyjnych na całym globie, ale funkcjonują również sprzedaże prywatne, które stanowią czarną dziurę w statystykach finansowych. Fakt ten ma wpływ na to, że rynek ten nie może być dokładnie sprecyzowany i podawany dokładny analizom finansowym. Niemniej jednak na świecie ma on długie tradycje i warto go naśladować. Polska jest na początku drogi art intestingu i dopiero raczkuje na tej płaszczyźnie, ale w dobrym kierunku. Na chwile obecną nie ma już problemu z danymi, dotyczącymi wyników licytacji w domach aukcyjnych, są także dostępne podsumowania aukcyjne, a nawet raporty z rynku sztuki. Same domy aukcyjne dbają o to, aby rezultaty sprzedaży trafiały do opinii publicznej. Pomocne są także rankingi, tworzone w większości krajów. Nie ma jednej zasady oceny prac. Punkty są przyznawane, na przykład za udział w indywidualnych wystawach (tak ocenia prace niemiecki „Kunstkompass", istniejący od 30 lat). W Polsce reguły tworzenia rankingów, także się...tworzą - nie ma jeszcze wykrystalizowanych zasad z tego względu, jak już była mowa, rynek sztuki jest w początkowej fazie budowania się. Nie oznacza to jednak samowolki na jego obszarze, podlega bowiem regulacjom prawnym, jak każdy inny. Ma on własne reguły, ale dotyczą one wewnętrznych zmian, jakie w nim zachodzą.

      O tym, że warto jest inwestować w sztukę mówi przykład osób, które zakupiły w latach 90 XX wieku, obrazy dzisiejszych klasyków polskich, takich jak Tadeusz Kantor. Jego dzieła nabywano po cenie 100- 300 dolarów. Dziś wartość wzrosła do kilkuset tysięcy złotych! Opierając się na tym, konkretnym przykładzie, widać wyraźnie, że nie ma idealnej recepty na zysk w tego rodzaju inwestycjach. Można się jedynie wesprzeć na radach ekspertów:
- Odnaleźć artystę, który nie jest do końca znany, ale już mówi się o nim w kuluarach artystycznych.
- Osoby, którym brak wiedzy na tematy sztuki, powinni swoją uwagę skupić na zakupie fotografii, litografii czy choćby starodruków- są to
dzieła łatwiejsze w wycenie i bardziej stabilne.
- Kupować dzieła według własnego gustu. Jeśli okaże się, że inwestycja była chybiona, przynajmniej pozostanie satysfakcja posiadania.

      Art investing wiąże się także z kosztami, często dość wysokimi. Należą do nich: wycena, konserwacja, transport, ubezpieczenie i są one nieodzowną częścią tej inwestycji alternatywnej. Jest to wersja dla pesymistów. Prognoza optymistyczna opiera się na twierdzeniu, że sztuka jest opłacalna, ponieważ jej cena nie zależy od gospodarki czy wahań na Giełdzie. Poza tym inwestowanie w dzieła sztuki zawsze nobilitowało w towarzystwie i dawało poczucie posiadania czegoś wyjątkowego. W związku z tym, nawet jeśli się to traci, to przynajmniej w dobrym stylu.

wróć do kategorii... Autor: redakcja BudujemyFirme.pl

    Aby dodać komentarz musisz się zalogować.

    W razie pytań prosimy o kontakt:

    Tel: 793 024 625
    E-mail: doradca@budujemyfirme.pl

    Nasze e-booki:

    Dotacje dla firm: Śląskie

    Dotacje unijne w ramach Regionalnych Programów Operacyjnych Dotacje unijne dla polskich przedsiębiorców przewidziane na lata 2007 – 2013 będzie się odbywało zgodnie z zasadami regionalnej po

    Czytaj więcej...
    Dotacje dla firm: Śląskie

    Newsletter